Wrocławski OT PZK

Z HISTORII-WROCŁAWSKIEGO ODDZIAŁU PZK

 

W maju 1945 r. zakończono działania wojenne. W ciągu 6 lat wojny ok.30 % polskich krótkofalowców zginęło, część rozproszyła się po świecie, natomiast nieliczni pozostali w kraju usiłowali po maju 1945r. powołać do życia PZK. Na Ziemiach Zachodnich /zwanych też Ziemiami Odzyskanymi/ najbardziej aktywna grupa krótkofalowców osiedliła się we Wrocławiu.

Czasy pierwszych miesięcy pokoju były niepewne i ciężkie. Do Wrocławia zjechali ludzie z Wilna, Lwowa, Wołynia i innych stron, ludzie nie znali się, kontakty osobiste były jeszcze nie nawiązane a pomiędzy krótkofalowcami wrocławskimi nie było jeszcze żadnych znajomości. Kilku z nich musiało zmienić zainteresowania lub nie przyznawać się do krótkofalarstwa: byli poszukiwani przez Urząd Bezpieczeństwa jako przedwojenni działacze polityczni lub należący do AK, a szczególnie to było w tamtych czasach ciężkim przestępstwem, za które karano też śmiercią. W takich warunkach powoli, ale po cichu i ostrożnie nawiązywano pierwsze kontakty osobiste. Tępa i prymitywna władza "ludowa" nie żartowała - za odbiornik krótkofalowy lub części nadawcze znalezione w domu można było byćłatwo posądzonym o szpiegostwo na "rzecz imperializmu amerykańskiego" i trafić na wiele lat do więzienia. Obowiązywał zakaz posiadania urządzeń nadawczych. Odbiorniki radiowe musiały być rejestrowane, a jeżeli ktoś miał np. dwa odbiorniki - obowiązywały dwie rejestracje. Po domach i mieszkaniach chodzili kontrolerzy, często z milicją, sprawdzając odbiorniki i obserwując anteny. W tamtych czasach lat czterdziestych odbiorniki radiowe dla zapewnienia dobrego odbioru musiały mieć długą antenę zewnętrzną, a anten ferrytowych jeszcze nie znano.

W tak niekorzystnych warunkach pierwszych miesięcy powojennych ludzie stopniowo odnajdywali się: to spotkali się na "szaberplacu" oglądając sprzęt: radiowy, to ktoś o kimś usłyszał i tak nawiązano pierwsze kontakty. Byli też znajomi z tzw. "centrali"/obowiązywał wtedy podział na Polskę centralną i "Zachód", często zwany "dzikim"/,przez miesięcznik "Radio", przez tygodnik "Świat Radio" zamieszczający odpowiedzi na listy czytelników. We Wrocławiu nawiązywano kontakty też przez sklepy radiowe, było ich we Wrocławiu aż pięć. Dopiero w roku 1946,w półtora roku po wojnie wreszcie udało się zwołać pierwsze zebranie krótkofalowców. Zorganizował je dyrektor techniczny rozgłośni PR we Wrocławiu, zapraszając kilku kolegów do rozgłośni Polskiego Radia na dzień 26 września 1946r. Na zebraniu było 6 krótkofalowców: 3 nadawców i 3 nasłuchowców, wszyscy "Przedwojenni". Byli to:

1/Tadeusz Matusiak, TPXA w r.1927,następnie SP1XA od 1929r.,ze Lwowa, 2/ Zygmunt Kisielnicki, TPBI w r.1925,od r.1929 jako SP10U z Krakowa, 3/ Zdzisław Gummer,SP1QS od r. 1937,

i nasłuchowy:

Stanisław Guzik, właściciel sklepu radiowego na pl.Solnym

Bolesław Fąfara /Bolesław Urbański-późniejszy autor książek o TV/ Józef Bussek,z Katowic.

Nie zachował się protokół z pierwszego zebrania, ale o tym dalej. Na zebraniu postanowiono: utworzyć Oddział PZK we Wrocławiu, wyznaczono termin następnego zebrania na październik 46r. u kol. St. Guzika, ustalono, że będzie się poszukiwać dróg dotarcia do władz w celu reaktywowania PZK, a też szukano kogoś, kto mógłby być sponsorem - tu wkrótce natrafiono na prof. Suchardę, znanego chemika z Politechniki Wrocławskiej, mającego w rodzinie kogoś z krótkofalowców. Prof. Sucharda pomógł w załatwianiu spraw administracyjnych. Zebraniu przewodniczył kol. Zygmunt SP10U, sekretarzował kol. Tadeusz SP1XA. Już wtedy prowadzono korespondencję dot. krótkofalarstwa z kolegami z Katowic.

Po zebraniu dyr. Fąfara sprawił obecnym niespodziankę: odtworzono w stereofonicznym wykonaniu koncert z taśmy magnetofonowej, była to Rapsodia Liszta. Tu wyjaśnienie: o magnetofonie w tamtych czasach /jak i o antenie ferrytowej czy tranzystorze/ nikt jeszcze nie słyszał, było to urządzenie absolutnie nowe i nieznane. Magnetofon wynaleziono w Niemczech około 1936 roku i prace przy mim prowadzono w tajemnicy. Średnice bębnów z taśmą miały ponad 50 cm, a szybkość przesuwu taśmy wynosiła około 80 cm/sek.

Realizując postanowienia zebrania kol. St. Guzik zaczął szukać dróg dotarcia do władz poprzez znajomych w Warszawie. Tam zetknął się z kol. A. Jeglińskim /SP1CM/ i jeszcze z kimś i wtedy postanowiono złożyć odpowiednie dokumenty w Min. Łączności, chociaż nie było wiadomo jaki to da efekt. Nie było też wiadomo co robić dalej i od czego zacząć, np. nie przyjmowano wtedy jeszcze nowych członków. Również kol. J. Bussek wyjeżdżał do Katowic i tam działając wśród nielicznych ocalałych krótkofalowców też doprowadził do zebrania założycielskiego Oddz. PZK. /listopad 1946 r./, lecz Oddział potem upadł, miał tylko 2 nadawców SP1AT i SP10L, którzy wnet zmarli. Wtedy grupa z Krakowa - mająca już wcześniejsze informacje z Katowic - też się zorganizowała, powołując Oddz. Krakowski /czy Koledzy z Katowic i Krakowa mogą to potwierdzić?/.W r.1947 Min. Łączności uznało PZK, lecz nie było to oficjalne uznanie bo brak było jeszcze odpowiednich dokumentów, m. in. nie było jeszcze Dziennika Ustaw o posiadaniu i używaniu amatorskich urządzeń nadawczych /Ustawa wyszła w r.1948/.

Kol. Tadeusz SP1XA opowiedział mi historię swoich początków: jeszcze jako TPXA w Bielsku /dziś Bielsko-Biała/,uruchamiając swoje pierwsze

urządzenia dysponował tylko jedną lampą Philipsa "E" i jedną lampą Philipsa "D II". Były to dwie triody. Do prawidłowej pracy jednostopniowego nadajnika i dwulampowego odbiornika potrzeba było trzech lamp: nadajnik to jedna lampa a 0-V-1 dwie lampy. Jak to kol. Tadeusz rozwiązał?.Po prostu przekładał lampę "E": gdy nadawał lampa była w nadajniku, gdy przechodził na odbiór szybko wyjmował lampę z jednostopniowego nadajnika i wkładał ją do odbiornika, gdzie pełniła funkcję wzmacniacza m.cz. Pierwsza lampa odbiornika - "D II" - była stale na miejscu, był to detektor z reakcją w układzie Schnella /stosowano wtedy, a i później - 3 układy detektorów z reakcją: Meissner, Sehnell i Reinartz/. Miał tylko jeden kondensator zmienny, którym przestrajał odbiornik, w nadajniku założył kondensator stały "home made" - kilka blaszek miedzianych przedzielonych izolacją. Nadajnik nadawał na fali ok.43..44 metrów, częstotliwości nie mierzono bo kol. Tadeusz nie posiadał falomierza, a posługiwano się wtedy długościami fal w "metrach", dziś to częstotliwość w kHz. System antenowy był jak na owe czasy zupełnie nowożytny: antena miała długość 10 metrów i przeciwwaga też 10 metrów. Zasilanie urządzenia: akumulator tzw. radiowy 4 V i bateria anodowa 120V.Po jakimś czasie nadajnik miał już "swoją" lampę RE 134 i już nie trzeba było nic przekładać. Lampa RE 134 była typową lampą głośnikową lecz doskonale sprawowała się w nadajniku i była bardzo popularna wśród nadawców.

Następne zebranie, w październiku 1946 r. odbyło się już u kol. St. Guzika. Miał on sklep radiowy i pomieszczenia warsztatowe przy pl. Solnym 12/9 ?/, wejście z bramy. Na parterze mieścił się sklep radiowy a na Ip. była "sala posiedzeń" i pomieszczenia warsztatowe w których naprawiano /regenerowano/ żarówki: przecinano bańkężarówki, zakładano nowy żarnik wolframowy i do odciętego szklanego balonika żarówki doklejano od góry szklaną rurkę. Następnie balonik zatapiano a przez rurkę wypompowywano powietrze, tworząc wewnątrz bańki próżnię. Ta próżnia nie była próżnią wysokiej klasy, to teżżarówki szybko kończyły swój żywot. W Polsce, w tamtych latach żarówek jeszcze nie produkowano, a b. rzadko dostępne żarówki z importu, przeważnie radzieckie, wydawano na kartki.

Od października 1946r.aż do 1948r.,do wiosny, zebrania odbywały się nieregularnie, brak było wiadomości o reaktywowaniu PZK. Zebrania u kol, St. Guzika miały miejsce w dużej sali na Ip. obok warsztatu. W sali stał wielki owalny stół na ok.20 osób. W październikowym 46r. zebraniu wzięło już udział ok.10 osób. Jak poprzednio, zebranie prowadził kol. Zygmunt SP1OU a sekretarzował kol. Tadeusz SP1XA. O kol. Zygmuncie krążyła taka anegdota: w r.1938 zaczął kol. Zygmunt składać oscyloskop i przez pół roku szukał plamki na ekranie. Jak na tamte czasy była to rzecz droga i ekskluzywna. Wskutek jakichś błędów montażowych oscyloskop nie dawał się uruchomić: plamki na ekranie nie było widać przez pół roku. Po półrocznych eksperymentach świecąca plamka pojawiła się na ekranie i oscyloskop ruszył. Takie to były kłopoty w latach trzydziestych.

Tymczasem na przełomie lat 1946..1947 biernie oczekiwano na licencje. W trakcie nieregularnych zebrań wymieniano sprzęt, wspominano stare dzieje i kolegów, dzielono się informacjami technicznymi, ale można to określić jako stagnację. Sprzętu radiowego pozostawionego przez Wehrmacht było sporo, lecz był mocno zniszczony i nie kompletny, brak też było wielu danych, np. co to była za lampa LV1 lub LV5?.Rzadkością były urządzenia sprawne. Sprzęt ten dla celów krótkofalarskich był niezbyt przydatny i wymagał odpowiedniego przystosowania: napraw, dopasowania do siebie, znalezienia odpowiednich lamp i ich parametrów, itp. Sprzętem nie handlowano, zamieniano na coś innego lub po prostu darowano. Jednak kompletne urządzenia i sprawne, np. odbiornik EK /3..6 MHz, lotniczy/,odbiornik EZ6 /500kHz..1,5 MHz, lotniczy/,lub odbiornik radziecki US-P były w cenie. Były bardzo popularne bateryjne radiotelefony UKF typu FuG lub FeldFu, dające sięłatwo przestroić na pasmo 2 metrowe. Innym małym urządzeniem, też popularnym, był radiotelefon pasma 28 MHz z mod. AM, zwany w Czechosłowacji "Karlik". Większość sprzętu miała zasilanie bateryjne i oparta była o lampy RV2, 4P700, RL1P2, RV2P800, RT2T2 itp. Odbiorniki miały przeważnie zakresy ok.1,5..6 MHz i takież nada jniki, a i też były sieciowe urządzenia UKF, przeważnie dla pasma 28..30 MHz tylko AM. Radiotelefony UKF bateryjne były b. proste układowo: odbiornik superreakcyjny i jednostopniowy nadajnik z mod. AM, miały moc ok.1W. Sprzęt lotniczy był lepszy. Miał bardziej "użyteczne" zastosowanie, lampy tam były typu sieciowego, np. RV12P2000 /popularne "ervauki"/, RL12P10, RL12P35 czy też LS50, te były skopiowane w Związku Radzieckim i masowo produkowane jako GU50. Bywał też i radziecki sprzęt, ale nie wiele go było i był raczej sprawny, chociaż też wymagał przystosowania, np. rozszerzenie pasma w odbiorniku 12RP /bandspread/,dobudowanie BFO i przestrojenie zakresu w odbiorniku RS14T, wprowadzenie układu kluczowania w nadajniku 9RS itp. Część poniemieckiego sprzętu pochodziła z dużych magazynów w Bielawie z Zakładu Produkcji Prostowników. Dyrektorem Zakładów był kol. Jan Ziembicki, SP1AR. Ceny za oferowany sprzęt jak na owe czasy nie były wysokie, były niskie: lampy RV12P2000 po 250 zł, RI12P35 220 zł, LS50 po 1230 zł. Ówczesna cena chleba wynosiła ok.120 zł i chleb był już dostępny bez kartek.

Jan Ziembicki SP1AR, ze Lwowa, nie był członkiem Oddz. Wrocławskiego PZK i niechętnie udzielał się. Na zebraniach bywał bardzo rzadko, jednak pomagał Oddziałowi sprowadzając sprzęt z Bielawy w latach 1949-1950.

Tymczasem w r.1947 przyjeżdża do Wrocławia jeszcze dwóch krótkofalowców: SP1GZ z Wilna, kol. Stanisław Okoń i SP1BC z Łodzi, kol. Tadeusz Palczyński. Na początku roku 1948 prezesem zostaje wybrany kol. St. Okoń, a skarbnikiem kol. T. Palczyński, Gł. księgowy NBP we Wrocławiu. W r.1950 zebrania Oddziału przenoszą się na pocztę, gdzie pracował kol. St. Okoń, będący naczelnikiem jednego z wydziałów. Sklep kol. St. Guzika - jako "inicjatywa prywatna" ulega likwidacji, zostaje przejęty przez Spółdzielnię "Radiotechnika" z ul. Sienkiewicza.

Już w listopadzie 1949 r. Min. Łączności wydało 3 następne licencje z numerami 5,6 i 7 /przedtem w r. 1948 m. in. dla SP5AB, SP1AF, SP1CM/, wtedy 2 czy 3 członków Oddziału Wr. również złożyło podania o licencję. Również w październiku czy listopadzie 1949 r. rozpoczęło pracę Centralne Biuro QSL w Warszawie. W Oddziale Wr. od maja 1949 r. działał czynnie tylko jeden nasłuchowiec, był nim SP-030-W /obecnie SP6GB, autor niniejszego opracowania/.Reszta członków Oddziału Wr. nasłuchami i wysyłaniem kart QSL raczej nie zajmowała się, ale w r. 1950 kilku kolegów - nasłuchowców wysłało niewielką ilość QSL robionych ręcznie. Byli to studenci Michał Jadczyk, późniejszy dyrektor Zakładów "Fonica" w Łodzi i Eryk Friedmann, lekarz, ex SP6WF,dziś 4X4WF. Miesięczne składki w r.1949 wynosiły 100 zł, wydawane też były niebieskie legitymacje członkowskie PZK ze zdjęciem. W latach 1949-50 co kwartał rozsyłano komunikat klubowy do wszystkich członków Oddziału Wr. Komunikat pisał na maszynie u siebie Prezes Oddziału kol. St. Okoń i rozsyłał go jako pismo urzędowe pocztowe. Ilość członków zwiększyła się do 20. Na jednym z zebrań uchwalono budowę stacji klubowej, wykorzystując do tego sporo elementów pochodzących z Zakładu w Bielawie, było tego ok.100 kg, również fundusz ze składek członkowskich przeznaczono na budowę stacji klubowej oraz wystąpiono o licencję klubową do Min. Łączności.

Na początku roku 1950 Prezes PZK kol. A. Jegliński zarządza włączenie województwa śląsko-dąbrowskiego w teren działania Oddziału Wr. Brak jest dokumentów stwierdzających podjęcie jakichś działań w katowickim. Latem też 1950 roku władze państwowe przystępują do likwidacji PZK, łącząc szereg różnych organizacji w jedną. np żeglarzy, związki strzeleckie i inne, tworzą nową organizację: Ligę PrzyjaciółŻołnierza, w skrócie LPŻ. To samo przeprowadzono też w Czechosłowacji, włączając ČAV w szeregi nowopowstałego SVAZARMU na zjeździe połączeniowym w Sliaci, na Słowacji. Obie organizacje były wierną kopią radzieckiego DOSAFU. Prezes, kol. St. Okoń napisał akces zgłaszający Oddział Wr. do nowej organizacji - LPŻ. Przepisał to na starej poniemieckiej maszynie kol. St. Guzik robiąc pełno błędów, maszyna nie miała polskich liter. W ostatniej chwili przepisał bałwochwalcze pismo po raz drugi. W piśmie chwalono socjalizm i partię, walkę o pokój i wyrażano wieczną miłość do Związku Radzieckiego. Z tym pismem pojechaliśmy razem z kol. T. Matusiakiem do Warszawy na Zjazd Połączeniowy. "Wysłuchaliśmy krótkiego przemówienia nowego Prezesa Radioklubów, kol. A. Jeglińskiego a potem siedzieliśmy w klubie centralnej stacji SP5KAB słuchając prowadzonych łączności. Kol. T. Matusiak odebrał wreszcie licencję nr 8 ze znakiem SP1XA, pierwszą licencję na Dolnym Śląsku. Ja odebrałem grubą paczkę kart QSL za nasłuchy. W domu SP1XA rozpoczął budowę nadajnika 50W z lampą RL12P35 w PA na dwa pasma, 40 i 20 metrów. Odbiornikiem była poniemiecka tzw. "kostka" będąca urządzeniem o bardzo zwartej konstrukcji z zakresem 3.. 6 MHz z lampami RV12P4000 i częst.pośr.1600 kHz. Część wejściową odbiornika kol. Tadeusz zmienił, instalując tan przełącznik zakresów i osadzając na nim obwody pasm 80-40-20 metrów.

Wrocławski Oddział PZK przestał istnieć, ale tylko do 1956 r Przed wyjazdem na Zjazd oddano do tworzącego się biura LPŻ we Wrocławiu grubą teczkę kompletnej dokumentacji Oddziału Wr. PZK /zaczętą w r.1946/,jak mówiono - do wglądu. Po powrocie ze Zjazdu trzeba było zajrzeć do spisu członków PZK, lecz wtedy okazało sięże teczki z dokumentami PZK nie ma, po prostu gdzieś znikła. W ten sposób straciliśmy pełną dokumentację Oddziału Wr. PZK. Teczka prawdopodobnie trafiła do UB i stamtąd już nie powróciła. Udało się tylko, w ostatnim momencie, wykraść z szuflady tow. sekretarza Wieczorka z Zarz. Woj. LPŻ pieczątkę Oddziału. Ta pieczątka zginęła wraz ze śmiercią kol. Jurka Opolskiego SP6EF.

Staliśmy się członkami Radioklubu LPŻ we Wrocławiu. Siedziba klubu mieściła się przy ul. Świerczewskiego 72. Instruktorem etatowym klubu został kol. Adam Szmidt, dzisiejszy SP6CL.

Cofnę się z historią wstecz. Do Wrocławia przyjechałem w roku 1946, w styczniu. W szkole któryś z kolegów /Marian Zaremba, późniejszy oficer LWP/ przyniósł mi niemieckie czasopisma radiowe i jakieś urządzenie. Znalazł te rzeczy obok swego domu w zrujnowanej kamienicy przy ul. Jemiołowej. Urządzeniem był pięknie zmontowany mały odbiornik O-V-1 z lampami KC1 /z nóżkami - starsza wersja lamp/ i wymiennymi cewkami, ale cewek nie było. Był to "Standartgerät" czyli, urządzenie przeznaczone do seryjnego montażu, odpowiednik dzisiejszych kitów. Czasopisma to "CQ MB" /CQ Mitteilungen Blatt/ z lat 1937-1940, wydawanych przez DASD, ówczesną organizację niemieckich krótkofalowców. W czasopismach znalazłem niekompletny wykaz nadawców z Wrocławia /aus Breslau/.Było ich ok. 12. Z niemieckim planem miasta latem 1946 r. odwiedziłem kilka adresów: ul. Szewska - pozostała tylko szczytowa ściana budynku z doskonale widocznym stojakiem i resztką anteny "Lazy H", w okolicy ul. Nowowiejskiej pozostały dwa maszty w ogrodzie, ul. Drobnera - dużo drobnych elementów RC zniszczonych przez deszcz, bo budynek nie miał dachu i resztki anteny, na Wilczycach - w ogródku obok domu maszt z anteną i rozbite i zardzewiałe resztki sprzętu radiowego z dużymi transformatorami, ul. Jemiołowa - tam gdzie były "CQ MB" pełno zbutwiałych kart QSL i dużo czasopism z lat dwudziestych, m.in. "Rundfunk Bastler" lub "Radio Bastler" w gotyku, wydawanych we "Wrocławiu. W nich znalazłem wzmiankę o rocznicy pierwszego odbioru radiowego we Wrocławiu: gdzieś pod koniec lat 1890-tych zawieszono b. długą antenę pomiędzy wieżą kościoła Św. Michała a budynkiem Technis-ehe Schule i odebrano jakieś sygnały radiowe. Nie zajrzałem wtedy na Politechnikę Wrocławską. Była tam stacja klubowa, której ślady odnalazł kol. T. Matusiak w r.1946. Na dachu budynku tzw. Starego Elektrycznego stał maszt z solidną linką antenową i dużymi izolatorami. W różnych poniemieckich resztkach rozmaitych urządzeń odnalazł automat do wołania CQ: duża tarcza z zazębieniami kodu telegraficznego na obwodzie, zespołem kontaktów czytających i napędem małym silniczkiem elektrycznym. Można było odczytać znak stacji D4xxV /tego znaku kol. Tadeusz już nie pamięta/. Resztki anteny i izolatory od masztu odczepił kol. Jurek SP6EF w latach pięćdziesiątych. Fakt istnienia stacji klubowej w Breslauer Technische Hochschule potwierdził w latach 70-tych jeden z niemieckich turystów, starszy wiekiem pan, absolwent tejże "hochszuli", też krótkofalowiec.

Pamięć bywa zawodna, dlatego w tej historii mogą być różnice dat i niektórych spraw, i inaczej widziane różne z darzenia. Dokumentów z tamtych lat prawie nie ma.

 

 

Spisał, słuchając wspomnień i uzupełniając swoimi Ziemowit,SP6GB.

czerwiec 1999 roku.

 

 

PS. SP6XA w następnych latach zmieniał nadajniki, a następne to

2/ 15W na LS50 z pasmami 10-15-20 metrów, rx HRO i 3/ QRP 3..4W z lampami RV12P2000 i RV12P3000, odb. HRO i na nim osiągnął aż 126 krajów.

 

PS. Nie ujawnili się po 1945 r. i mieszkali pod zmienionymi naz­wiskami krótkofalowcy:

-Józef Napurko SP1HN ze Lwowa, poszukiwany przez NKWD i UB, przedwojenny pracownik "dwójki". W r.1997 uruchomił się jako SN6HN, ale wnet zmarł. Mieszkał w Wałbrzychu.

-przedwojenny b. czynny nasłuchowiec, NN-nazwisko nie znane, w czasie wojny operator i oficer Komendy AK, po wojnie zmienił nazwisko, poszukiwany przez NKWD i UB. Mieszkał w okolicach "Wrocławia, pracował w Energetyce.

Powyższe informacje podali mi SP6XA, SP6OQ i Jurek Kowalow, wieloletni doskonały kierownik Radioklubu we Wrocławiu.

 

 

PRAWA AUTORSKIE ZASTRZEŻONE